Tytuł
Główna
Paradiana
Rasy
Remiron
You're: 111200
 
Kontakt

Historia Remironu

Nikt nie pamięta, jak dawno to było. Przyjmijmy, że bardzo, bardzo dawno. Na Paradianie żyły już trzy najstarsze śmiertelne rasy, pracujące razem przy upiększaniu planety pod czujnym okiem Strażnika. Elfy, krasnoludy i orkowie dokładali wszelkich starań, aby planeta wyglądała tak, jak sobie życzył jej budowniczy. Paradiana przypominała wtedy gigantyczny ogród, poprzecinany jedynie szerokimi rzekami i urozmaicony wielkimi jeziorami. Nie było mórz, ani oceanów. Nie zdarzały się silne wiatry, huragany, ani wielkie burze, gdyż bogata przyroda skutecznie je powstrzymywała. Wytrwały podróżnik mógł obejść całą planetę pieszo, ani razu nie pokonując wpław żadnej z największych rzek. I trzeba przyznać, że tacy się zdarzali, choć jedynie wśród elfów. Tylko oni mogli sobie pozwolić na to, aby tysiącleciami podróżować po planecie, zbierając wiedzę i nowe doświadczenia, a także uczyć się tajemnic przyrody. Niektórzy przemierzyli całą Paradianę wzdłuż i wszerz, zaglądając nawet w najbardziej niedostępne miejsca. Ciekawość Elfów Podróżników nie miała granic, jednak w pewnym momencie pojawili się tacy, którzy znali już wszystko i byli wszędzie. Przynajmniej takie mieli wrażenie. Obdarzeni nieskończenie długim życiem zaczęli się martwić, co będą robić dalej. Mało kto miał bowiem ochotę wielokrotnie odwiedzać te same miejsca, znając ich wszystkie sekrety. Zwłaszcza ktoś, kto wszystko dokładnie pamiętał i nigdy nie zapominał.

Mniej więcej w tym okresie spośród elfów wyłoniła się niewielka grupa, która zapragnęła opuścić Paradianę, aby podróżować wśród gwiazd. Uznano ich za dziwaków, gdyż nikt nie wierzył w taką możliwość. Traktowani niepoważnie przez pobratymców, z własnego wyboru opuścili swe domy, udając się w odosobnione miejsce. Była nim wielka górska kotlina, ściśle otoczona wysokimi szczytami z przepięknym jeziorem pośrodku, nieco na północ od równika na wschodniej półkuli. Liczyła ona około pięciuset wiorst szerokości i ponad trzysta długości. Ponieważ wejście do kotliny wymagało pokonania niezwykle uciążliwej i trudnej drogi, nie była ona dotychczas zamieszkała. Jedynie najbardziej wytrwali piechurzy odwiedzili ją podczas swojej wędrówki, wynosząc bezcenne wspomnienia niesamowitej okolicy. Tam właśnie udali się Podróżnicy, gdyż spokój i cisza tego miejsca umożliwiały im owocną pracę nad urzeczywistnieniem wielkiego planu. Chronieni przez szczyty o wysokości prawie czterdziestu tysięcy łokci, mieli pewność, że nikt niepowołany do nich nie dotrze. I tak właśnie było.

Przez pewien czas uzbierało się w kotlinie kilkuset elfów, pragnących podróżowania wśród gwiazd. Pracowali oni wspólnie, szukając uporczywie metod realizacji swego zamiaru. Wieki płynęły, a oni nadal nie mieli żadnych odpowiedzi. Z czasem ich liczebność w kotlinie zaczęła się zwiększać, gdyż ciągle docierali nowi śmiałkowie, chcący zobaczyć niezbadane, bezkresne obszary Wszechświata. Mniej więcej wtedy nadano kotlinie nazwę Starnook. Nowi przybysze szybko spostrzegli, że realizacja gwiezdnych podróży jest bardzo odległa i z nudów zaczęli dokładne poszukiwania w kotlinie. Pomagając sobie łomami i kilofami odkopali wiele zawalonych jaskiń, odkrywając złoża rud i wiele niespotykanych artefaktów, których przeznaczenia nikt nie znał. Wkrótce też trafili na dziwne miejsce, które zainteresowało wszystkich. Był to głęboki i dość wąski krater wulkanu z wielką, wystającą w niebo skalną iglicą. Znalezisko wzbudziło tak wielkie poruszenie, że niemal każdy brał udział w odkrywaniu jego sekretów. Jednak pomimo usilnych poszukiwań nie znaleziono nic ciekawego, poza niewielką grotą w iglicy. Była całkowicie zasypana głazami i dokładnie pokryta pyłem. Dopiero po jej wyczyszczeniu i szczegółowym zbadaniu, Podróżnicy odkryli działalność Strażnika. Po tym fakcie wiedzieli już, że jest to coś ważnego, skoro Gothmog osobiście się tym zajmował. Niestety, pomimo olbrzymiego nakładu pracy, jaki włożyli w odkrycie prawdy, nie udało im się ustalić, co to za miejsce. Podróżnicy stracili nadzieję i powrócili do wcześniejszych poszukiwań w kotlinie, a tylko niewielka grupka pozostała przy tajemniczej grocie. Z uwagi na ich wielki upór i determinację nazwano ich Unooth (w staroelfickim - upierdliwcy). Kolejne wieki poszukiwań nie doprowadziły jednak do poznania choć rąbka tajemnicy.

W końcu pojawił się ktoś, kto otworzył Podróżnikom oczy i nareszcie poznali prawdę. Po zesłaniu Gothmoga na Paradianę i jego nieco dłuższym pobycie, Strażnik w końcu spróbował opuścić ten świat we właściwy swej rasie sposób. Bezskutecznie. Mógł jedynie przebywać na okolicznych planetach, gdyż Wszechpotężny nie zezwolił mu na opuszczenie miejsca zesłania. Nieustępliwy Gothmog zbudował wtedy olbrzymi skalny rydwan, który miał go wydostać z Paradiany normalną drogą. Wykorzystał całą swą wiedzę, aby ukryć ucieczkę i w końcu odniósł sukces. Rydwan wzbił się w przestworza i Strażnik wyruszył w daleką podróż do sąsiedniej gwiazdy. Ponieważ udało mu się opuścić planetę, miał pewność udanej ucieczki. Wszechpotężny zatrzymał go jednak tuż przed ominięciem najdalszej planety tego systemu i zawrócił na Paradianę. Gothmog zrozumiał wtedy, że czegokolwiek by nie zrobił i tak nigdy nie opuści tego świata z własnej woli. Ukrył zatem rydwan we wnętrzu wygasłego wulkanu i nigdy już nie spróbował ucieczki. Owa grota w iglicy była swego rodzaju kabiną, chroniącą pasażera podczas podróży. Z taką wiedzą Unooth skierowali poszukiwania na inne tory. Wiedząc, że jest to Rydwan Gothmoga, zaprzestali badań groty. Mieli bowiem świadomość, że dzieło Strażnika jest przeznaczone wyłącznie dla niego i nikt inny go nie użyje. Skupili się zatem na budowie dziwnej skały i przez wieki odkrywali jej tajemnice. Z powodzeniem, jak ukazała historia. Powielenie tak złożonej konstrukcji zajęło kolejne wieki, jednak Unooth w końcu odnieśli sukces. Ich pierwszy rydwan był podobny do swego pierwowzoru, gdyż również został zbudowany ze skał. Różnił się jedynie wielkością. O ile dzieło Strażnika miało kilkadziesiąt tysięcy łokci długości i stało w większości zagrzebane pod kraterem, tak rydwan elfów mierzył niecały tysiąc łokci. W pierwszy lot kilku Unooth wybrało się do swych braci poza kotliną. Na widok wielkiej latającej skały zdziwienie wśród elfów było potworne. Niewielu zachowało do tej pory pamięć o Podróżnikach, uznając ich za jakąś legendę, zatem widząc swych braci w rzeczywistości, przeżyli spory wstrząs. Kolejnym ciosem dla konserwatystów był fakt, że owa skała potrafiła podróżować między gwiazdami. Po tym pokazie determinacji do Podróżników dołączyła niezwykle liczna grupa elfów, którzy również chcieli poznawać Wszechświat. Odeszli oni do kotliny Starnook i przystąpili do budowy kolejnych rydwanów. Od tej pory wszystkich tych upartych i wytrwałych elfów, którzy chcieli przemierzać Wszechświat, zaczęto nazywać Unooth, zaś o dawnych Podróżnikach zapomniano.

Gęsto zaludniona kotlina Starnook wkrótce zaczęła przypominać nowoczesną cywilizację. W wielu miejscach zaczęto budować wielkie rydwany, zdolne pomieścić w sobie setki i tysiące pasażerów. Wiedza zaczęła się rozrastać tak szybko, że nawet umysły wielu elfów nie były w stanie jej ogarnąć. Unooth poradzili sobie jednak ze wszystkim, opracowując skuteczne sposoby trwałego przechowywania wiedzy. Jednakże sekret ten znali tylko oni. Wkrótce potem pierwsze rydwany poleciały ku najbliższym gwiazdom. Podróż trwała długo, jednak dla elfów nie stanowiła problemu. W końcu mogli żyć w nieskończoność. Zbadali nowe światy i wrócili z kolejną porcją informacji, dzięki czemu mogli ulepszyć swe dzieła, a także zbudować nowe. Nikt nie wie, jak daleko sięgnęła wiedza Unooth o Wszechświecie. Pewne jest tylko, że nie dorównali w niej Strażnikom. Jednak mimo to trzeba ich uważać za rasę o największym stopniu zaawansowania i wiedzy. Wszak Strażnicy nigdy nie zdradzili swych sekretów.

Po pierwszym udanym locie rydwanu, dokonaniami elfów zaczęli się interesować Źli. Dostrzegli oni w rydwanach wspaniałą możliwość na swobodne i nieograniczone podróżowanie pomiędzy materialnymi światami. Nie mogli oni bowiem przenosić się na dowolną planetę zgodnie ze swoją wolą. Zwłaszcza w pojedynkę i bez pomocy śmiertelników. Postanowili zatem poradzić sobie inaczej. Wiedzieli, że Unooth nie pozwolą obcym użyć rydwanów, ani nie dopuszczą nikogo w ich pobliże. Należało zatem użyć nie lada podstępu. Sahet wysłał zatem na Paradianę Argeta, aby skłócić elfy z Unooth. Zły działał na tyle cicho i sprytnie, że długo nie został wykryty. Jednakże ani razu nie przebywał w Starnook podczas obecności jego pierwszych mieszkańców. Nie chciał konfrontacji, gdyż obawiał się natychmiastowego wykrycia. Szpiegów również nie wysyłał, gdyż wtedy obudziłoby to większą czujność Unooth. Wiedział tylko, że jedynie elf może poprowadzić rydwan. I to prawdopodobnie nie każdy. Arget namieszał zatem w głowach wielu konserwatywnym elfom, że też powinni zacząć gromadzić i wykorzystywać wiedzę, tak jak to robią Unooth. Zanim jego słowa nabrały mocy i ktokolwiek zaczął je realizować, mieszkańcy Starnook osiągnęli kres swojej ewolucji na Paradianie. Ulepszone rydwany mogły teraz stanowić dom dla wszystkich Unooth ze Starnook, pozwalając im na nieograniczone życie w przestrzeni pomiędzy gwiazdami. Z chwilą osiągnięcia tego stanu, podjęli oni decyzję o opuszczeniu planety. Zabrali wszystkie owoce swoich poszukiwań, odtworzyli pierwotną przyrodę w kotlinie i odlecieli ku gwiazdom. Starnook pozostał pusty, a jedynie nieliczne dziwne budowle świadczyły o bytności jakiejś rozumnej rasy. W takim stanie zastały kotlinę Mroczne Elfy, nakłonieni w końcu przez Argeta do zbrojnej konfrontacji z Unooth. Niestety, albo na szczęście, spóźnili się.

Pod namową Złego Mroczne Elfy przeszukali kotlinę i nie znaleźli nic wartościowego. Arget bardzo się wtedy zezłościł i nakazał swym poddanym odtworzyć wszystko, co wcześniej zrobili Unooth. Prace rozpoczęły się natychmiast, jednak nawet przez wieki Mroczne Elfy nie zbliżyli się do poznania sekretów swych starszych braci. W zamian zaczęli rozwijać własną wiedzę, mającą na celu osiągnięcie dominacji na Paradianie. Przeprowadzali okrutne eksperymenty, które doprowadziły do powstania wielu ras, a także do popsucia innych. Ponieważ wiedza Unooth o świecie materialnym pozostała nigdy nie odkrytą tajemnicą, zaczęli studiować świat duchowy. Opanowali wiele zdolności umysłu, nieznanych dotychczas elfom i nazwali je magią. Dzięki niej, bez użycia jakichkolwiek narzędzi, potrafili wykonywać wiele zwykłych czynności, a także zabijać innych. Spostrzegli też, że mogą zrobić znacznie więcej, jeśli tylko będą działać razem. Pomysł ten z pewnością został im podsunięty przez Argeta, który ciągle miał w tym swój cel. Wkrótce pycha przyćmiła umysły Mrocznych Elfów na tyle, że zapragnęli pokonać Strażnika i zdobyć sekret budowy rydwanów dla swego pana. Wezwali, po czym zaatakowali Gothmoga, jednak nawet wszyscy razem, wzmocnieni przez Złego, nie byli w stanie zagrozić Strażnikowi. Zaatakowany zniknął im z oczu i nie odpowiadał na kolejne wezwania.

Smak porażki wywołał u Mrocznych Elfów okrutny gniew. Postanowili zniszczyć Paradianę i uśmiercić wszystkich jej mieszkańców w zemście za ucieczkę Strażnika. Wyhodowane przez nich wrogie rasy rozmnożyli do olbrzymiej liczebności, po czym zaatakowali. Połączone umysły wielu Mrocznych Elfów rozdarły na północy pasmo górskie otaczające Starnook, uwalniając do reszty świata wielką armię potworów. Zapanował terror i śmierć. Wobec tak licznego wroga żadna rasa nie była wystarczająco silna, zatem klęska wisiała na włosku. Jednakże elfy nie odpuścili i poderwawszy krasnoludów oraz orków, przystąpili do wielkiej bitwy. Na gigantycznej otwartej przestrzeni stepów spotkały się obie armie. Miliony wojowników po obu stronach były gotowe do zadania decydującego ciosu. Wtedy nastąpił atak. Nikt nie wie, ile trwała bitwa, gdyż niebo przykryły magiczne chmury i każda pora dnia wyglądała tak samo. Wojownicy trzech połączonych ras walczyli bardzo dzielnie, niemal całkowicie druzgocąc armię Mrocznych Elfów. Jednak w obliczu nieuchronnej klęski swych poddanych, Arget przystąpił do działania. Pod zmienioną postacią udał się do orków i krasnoludów, opowiadając im o wielkiej zdradzie elfów. Był tak przekonywujący, że tamci uwierzyli. Następnego dnia zaatakowali siebie nawzajem. Gry rozgorzała nowa bitwa, Mroczne Elfy wycofali się do Starnook, pozostawiając na placu boju elfy, krasnoludów i orków. Wykończeni poprzednią bitwą orkowie i krasnoludy nie wojowali jednak do zwycięstwa. W pewnym momencie uzgodnili zawieszenie broni i odeszli do swoich siedzib. Od tamtej pory przedstawiciele tych trzech ras nigdy nie stanęli ramię w ramię przeciwko Złym.

Po klęsce i skłóceniu przeciwników, Arget i Mroczne Elfy nie próżnowali. W Starnook wyhodowano nowe zastępy potworów, aby zadać ostatni cios skłóconym rasom, eliminując ich po kolei. Zanim to jednak nastąpiło, elfy poznali zamiary Złego. Zwiadowcy weszli do kotliny Starnook i wypatrzyli wszystkie jej sekrety. Widząc ogrom przewagi Mrocznych Elfów, wezwali Gothmoga i poprosili go o pomoc. Strażnik pozostał obojętny, choć wysłuchał wszystkiego i dopiero wtedy odszedł. Nic jednak nie zrobił. Wtedy elfy zebrali się w kilku miejscach na Paradianie z zamiarem obrony swej rasy do ostatniej kropli krwi. Wtedy niespodziewanie otrzymali wiadomość od Gothmoga, który nakazał im zejście do najgłębszych jaskiń. Nie ociągali się z wykonaniem polecenia, choć przekazali tę wiadomość krasnoludom i orkom. Tamci jednak w większości nie uwierzyli. Upłynęło trochę czasu, zanim w Starnook uderzyła wielka skała, wywołując kataklizm na całej planecie. Ogień wypalił wszystkie ślady po Mrocznych Elfach i ich potędze, unicestwiając także Argeta i całą zgromadzoną armię. Uderzenie skały spowodowało też pęknięcie skorupy planety i rozsunięcie wielkich mas lądu, pomiędzy które wdarła się woda. Część świata została wzniesiona, a część pogrążyła się w głębinach, grzebiąc dawną Paradianę. W krótkim czasie lądy oddaliły się od siebie, tworząc cztery oddzielone Oceanem kontynenty.

Na północnej części zachodniej półkuli leży Westron, a pod nim, na południowej części, Remiron. Na północnej części wschodniej półkuli leży wielki Eastron, zaś na południowej części jego dopełnienie - Faron. Nieco dalej na południowej części na wschód od Faronu leży Garion. Najbliżej siebie, bo oddalone zaledwie o nieco ponad dwieście wiorst, leżą Westron i Remiron, choć tylko w jednym punkcie. Pozostałe kontynenty są w większym oddaleniu od siebie. Na każdym z nich żyją przedstawiciele wszystkich znanych ras, jednakże światy te są od siebie bardzo różne i ich opis wykracza poza granice tego miejsca. Najistotniejsze dla historii Paradiany były i są Westron oraz Eastron z Faronem. Na nich rozegrało się wiele znaczących historii, w tym dzieje opisane przeze mnie w trzech tomach „Obrońców Paradiany”. Tylko ludy Garionu żyją w lekkim odosobnieniu, choć tamtejsze elfy utrzymują kontakty ze swymi braćmi mieszkającymi w Eastronie.

Najbardziej odseparowanym światem na Paradianie jest Remiron. Po kataklizmie został ustawiony w bardzo niekorzystnym miejscu całego Oceanu. Kontynent otaczają bowiem bardzo silne prądy morskie i wiejące nad nimi wiatry, uniemożliwiające wszelkim dostępnym statkom odpłynięcie od jego brzegów na większą odległość. Wielokrotnie próbowano opuścić Remiron w ten sposób, jednak po dziś dzień nikomu się nie udało. Statki śmiałków, którzy wyruszyli z północnego wybrzeża, były zawsze znoszone przez prądy na zachód i rozbijane na zachodnich cyplach. Natomiast ci, którzy wyruszali z zachodniego wybrzeża, uporczywie byli znoszeni na południe i rozbijani na południowo-zachodnim cyplu. Podobnie było z żeglarzami wyruszającymi ze wschodnich i południowych wybrzeży. Ich podróż kończyła się zwykle na południowym cyplu od wschodniej strony. Jedyną szansą na opuszczenie Remironu byłoby prawdopodobnie wyruszenie z samego końca któregokolwiek cyplu, jednak ze względu na wysokie skały i niedostępność nikt tego nie próbował. Co więcej, wydaje się to absurdalne, gdyż w miejscu spotkania dwóch prądów powstają ogromne wiry, zdolne zatopić nawet olbrzymi statek.

Można powiedzieć, że Remiron jest krańcem świata, miejscem końca podróży. Kto bowiem wyruszy przez Ocean z innego kontynentu i nawet przypadkowo znajdzie się w pobliżu Remironu, z pewnością do niego trafi. Ściślej mówiąc, zostanie zepchnięty przez silne prądy w pobliże brzegu, skąd łatwo do niego przybić i odpocząć. Odnowi zapasy i zechce odpłynąć do swego domu, lecz nie będzie już w stanie. Prądy zatrzymają go w pobliżu, nie pozwalając na opuszczenie tej krainy. Jeśli podróżnik będzie bardzo uparty i nie odpuści, wtedy zwykle definitywnie kończy podróż na jednym z cyplów. Gdy da za wygraną, pozostanie w Remironie na zawsze. O ile człowiek jakoś sobie z tym radzi, tak przymusowa izolacja najbardziej dotyka elfów. Jak dotąd nie znaleźli oni sposobu na opuszczenie tego kontynentu, choć próbowali od bardzo dawna. Może jest to powodem tego, że czasami dziwnie się zachowują? Tęsknią wszak za całkowitą swobodą, którą mieli od czasów swego powstania na Paradianie. Dlatego też trzeba ich zrozumieć i nie robić z tego problemu. Są przecież bardziej długowieczni od innych ras.

Przypuszczalnie jedyną pewną drogą opuszczenia Remironu jest podróż w powietrzu. Jednakże nawet smoki nie są w stanie tego dokonać, choćby ze względu na zmęczenie i wielką odległość. Ponadto, jeśli oddalą się bardziej od kontynentu, silne wiatry spychają je z powrotem na południe. Dlatego też jak dotąd nikomu nie udało się opuścić Remironu. Choć niektórzy ciągle mają nadzieję.




Wszelkie teksty, historie, opisy, nazwy, koncepcje, pomysły, grafiki, obrazki i rozwiązania umieszczone na tej stronie są wyłączną własnością i dziełem Admina, który posiada do nich wszystkie prawa. Wykorzystanie ich przez osoby inne niż Admin lub osoby przez niego pisemnie upoważnione jest zabronione i podlega ściganiu z tytułu naruszenia praw autorskich. Wszelkie prawa zastrzeżone od 1 sierpnia 2008 roku do chwili obecnej.

Kontakt z Adminem